Noc była ciepła, upalna i parna. Było cicho i tylko słychać było szelest myszy, które wykradały koniom owies, same konie cichutko rżały, przeżuwając podane jadło. Podglądacze widzieli jak "coś" wkłada do żłobów owies i dźwiga wiadra wody w celu nakarmienia i napojenia koni. Przyjrzawszy się dokładniej zauważyli, iż tym "coś" jest zmokła kura.
O północy, gdy zegar ratuszowy wybił godzinę dwunastą, do stajni wszedł gospodarz, który je obszedł i sprawdził, czy wszystkie konie są nakarmione i napojone, a wychodząc przykazał kurze dbać o zwierzęta. Najstarszy z gospodarzy, po głębokim namyśle, doszedł do wniosku, że w tę kurę wcielił się skrzat, który z nieznanych powodów pomagał szynkarzowi. Pewnie też po północy ludzką postać przybierał, a gdy słonko zaświeciło na powrót zmieniał się w kurę. To pomyślawszy nakazał kamratom opuścić stajnię. I nigdy już nikt owych stajni nie nachodził, ani końmi się nie interesował.